Po co Romney przyjeżdża do Polski, czyli czy konserwatywna Polonia to mit?

Mitt Romney nie przyjeżdża do Polski, by zdobyć głosy Polonii. Kandydat GOP nie ma doświadczenia związanego z polityką zagraniczną, a czeka go debata prezydencka na ten temat. Stąd wyprawa do Europy (podobnie zrobił zresztą w 2008 roku Barack Obama) i Izraela. Czemu na trasie pojawił się przystanek w Polsce? To zasługa (mówiąc ironicznie) prezydenta Obamy. Gdyby zamiast o ‚polskich obozach śmierci’ powiedziałby „łotewskie obozy śmierci” lub zrobiłby jakąś gafę w odniesieniu do Francji, Romney pojawiłby się na Łotwie lub we Francji. Wizyta w Warszawie i w Gdańsku to wynik kilku wpadek demokratycznego Białego Domu z Polską w tle. Doczekamy się pewnie kolejnego „You forgot Poland” podczas jednej z jesiennych debat, ale tylko dlatego, że Mitt znalazł kij, by uderzyć przeciwnika. O wiele ważniejsza jest wizyta w Izraelu.

 

 

Według cenzusu przeprowadzonego w USA w 2000 roku ok. 9 milionów mieszkańców Ameryki przyznaje się do polskich korzeni. Czyli to duża pod względem liczebności grupa etniczna. Czy ważna w dyskursie publicznym i wyborach? Przy zaciętej walce i wyścigu, w którym obaj kandydaci idą łeb w łeb, nie można jej pomijać. Ale czy jest o co walczyć? Stany, w których mieszka dużo Polaków, albo tradycyjnie głosują na demokratów (Nowy Jork, Illinois, New Jersey), albo uważa się, że choć są stanami obrotowymi, to są leaning Dems (Michigan, Pennsylwania). 

 

Czemu właściwie mówimy o konserwatywnej Polonii? Konserwatywna Polonia to mit. Polscy imigranci i pokolenia Amerykanów polskiego pochodzenia głosują na demokratów. True story. Według różnych danych w 2008 roku od 53% do 56% Amerykanów przyznających się do polskiego pochodzenia zagłosowało na Obamę. 

 

Myślę, że stwierdzenie, że Polonia amerykańska jest konserwatywna bierze się z mylenia dwóch grup. Pierwsza to obywatele amerykańscy, którzy przyznają się do polskiego pochodzenia, ale głosują tylko w wyborach w USA, nie mają podwójnego obywatelstwa lub też nie korzystają z polskiego czynnego prawa wyborczego i nie biorą udziału w polskich wyborach. A w wyborach amerykańskich ich preferencje wyborcze nie odbiegają znacząco od wyborów statystycznego Amerykanina. Druga grupa to właśnie ci, którzy mają polski paszport, bo mają podwójne obywatelstwo lub też są obywatelami polskimi przebywającymi w Stanach Zjednoczonych czasowo. To oni głosują w polskich wyborach, to oni zapewniają zwycięstwo konswerwatywnym polskim politykom. Tyle tylko, że na przykład szacuje się, że w Chicago mieszka ok. 1.3 mln Polaków. Ile z nich głosuje podczas polskich wyborów? Maksymalnie kilkanaście tysięcy. 

 

Mitt Romney nie zabiega o głosy konserwatywnej Polonii, bo to zbyt mała grupa, na dodatek raczej bez prawa do udziału w amerykańskich wyborach.

Dodaj komentarz